Historia Dobrego Humoru – anegdoty, ciekawostki
Wiele osób coraz chętniej powraca pamięcią do lat 90-ych, do czasów swojej młodości. Do telewizji wkroczyło disco polo, które przeżywało niesamowitą popularność, a w kioskach były gazetki z dowcipami, czytane przez setki tysięcy Polaków. Jeśli pamiętasz te czasy i śmiałeś się z dowcipów drukowanych w Dobrym Humorze – przeczytaj wypowiedzi jego twórcy, Szczepana Sadurskiego. Jak wyglądała redakcja Dobrego Humoru, ilu ludzi pracowało przy produkcji, co robił i robi Sadurski gdy przestały się ukazywać gazetki z dowcipami?
Śmieszne czy nieśmieszne dowcipy?
Jacek Jóźwik: – Co kierowało Panem przy wyborze dowcipów do numerów? Były one specyficzne, często niezbyt śmieszne.
Sadurski: – Szanuję każde zdanie, ale subiektywne generalizowanie nigdy nie ma związku z rzeczywistością. Na ten sam dowcip jeden powie, że to suchar którego zna od zawsze, a inny – że to znakomity dowcip, którego pierwszy raz słyszy.
Klient wchodzący do sklepu muzycznego, w którym są płyty kilku tysięcy wykonawców mówiący, że z tego wszystkiego da się słuchać najwyżej 10% – czy ma rację? Ma, ale tylko on i w tej konkretnej chwili. Za 20 lat jak wejdzie do tego samego sklepu, powie inną liczbę i wybierze inną muzykę. W obu przypadkach nie kłamał, ale czy to znaczy, żeby wyrzucić ze sklepu płyty, które mu się podobają? Przecież innym ludziom podoba się inna muzyka.
Teraz każdy może mówić, że dowcipy były kiepskie, bo wydoroślał i inaczej patrzy na świat. W latach 90-ych, po kolejny numer Dobrego Humoru biegło do kiosków średnio 100 tysięcy czytelników, a każdy numer czytało po kilka osób. Wszyscy byli zachwyceni, do redakcji przychodziła masa listów i nigdy nikt nie napisał, że kupuje coś, co jest słabe i nieśmieszne. Pewnie byłeś jednym z tych młodych czytelników i jak wszyscy śmiałeś się z tych dowcipów. Teraz łatwo powiedzieć że coś było „niezbyt śmieszne”, bo wszystko widzi się z innej perspektywy. Nie z perspektywy nastolatka z podstawówki, lecz gościa, który ma ponad 40 lat i ma lub za chwilę będzie miał dzieci – nastolatki. Dzisiejsza młodzież za ćwierć wieku też będzie się dziwiła po cholerę oglądała filmiki na TikToku i co było w nich interesującego. Taka jest kolej rzeczy i nic na to nie poradzimy.
A co do wyboru dowcipów – starałem się wybierać coś, co bawi mnie, czytelników i pasuje do tematu konkretnego numeru. Produkt ma się podobać twórcom, ale przede wszystkim odbiorcom. Takie są media, filmy, muzyka, świat rozrywki. Oczywiście, były dowcipy lepsze i gorsze. Także premierowe, wymyślane specjalnie na potrzeby konkretnych publikacji. Dziś można je znaleźć na wielu stronach internetowych, więc chyba nie były aż tak słabe, a nawet wytrzymały próbę czasu.
Poczucie humoru Polaków
Kiosk Sentymentalny: – Panie Szczepanie, czy poczucie humoru Polaków zmieniło się przez te 3 dekady? Kiedyś śmialiśmy się więcej, czy mniej?
Sadurski: – Cały świat się zmienił, więc także poczucie humoru ludzi. Ale to przede wszystkim my się zmieniamy. Młode kabarety, które 20 lat temu zdobywały popularność na humorze sytuacyjnym i dystansowały się od satyry politycznej czyli tego, co robiło wielu ówczesnych satyryków, dziś po uszy siedzi w satyrze politycznej i obyczajowej. Wydorośleli, zmienili się. I nie rozumieją, co dziś śmieszy młodych ludzi i dlaczego.
Tajemnice Dobrego Humoru
Hubert Piechocki: – Był taki czas, że regularnie kupowałem wszystkie tytuły wydawane przez Pana Szczepana Sadurskiego. Pamiętam, z jaką ekscytacją czekało się na kolejny numer. Szło się do kiosku i pytało np. „Czy jest już nowy Dobry Humor?”. I ten zawód, gdy okazywało się, że jeszcze nie ma i jest tylko nowy numer pisemka z tego drugiego, znacznie gorszego wydawnictwa… Ale jak już się kupiło… biegło się szybko do domu i czytało od deski do deski. A potem w weekend spotkanie z kuzynką i drugie czytanie dowcipów – tym razem na głos. To były czasy!
Sadurski: – To miłe i tak uważa wielu ówczesnych fanów gazetek Superpressu. Przy różnych okazjach dawni fani kontaktują się ze mną, szczerze wspominają tamte chwile. Na wielu imprezach, na których rysuję karykatury na żywo, część ludzi mnie kojarzy. Czasami proszą, żebym narysował punka Franka, bo zawsze o tym marzyli.
Dla wielu młodych wtedy osób gazetki, którym poświęcałem mnóstwo czasu i serca, to było coś ważnego w życiu. Dobry Humor zacząłem wydawać, mając 26 lat. Różnica wieku do nastoletnich najczęściej czytelników, była niewielka. Kilka lat wcześniej moje rysunki drukowały najpopularniejsze gazety i czasopisma, byłem najczęściej publikowanym rysownikiem „Szpilek”. Pisano o mnie w prasie, że jako młody rysownik satyryczny osiągnąłem w Polsce wszystko, co można osiągnąć, a każdemu będą wkrótce wyskakiwać rysunki Sadurskiego z lodówki. Pewnie byłbym bardziej popularny niż teraz, ale chciałem też robić inne rzeczy, rozwijać się jako satyryk. I rozweselać ludzi na różne sposoby. Zdziwiłbym się, gdyby w 1991 roku ktoś powiedział, że na robienie Dobrego Humoru poświęcę ponad 20 lat, najlepszy okres życia.
Na szczęście dla mnie, dla wielkich graczy rynku prasowego dowcipy, to był obciach. Wykorzystałem szansę, znalazłem niszę. Zrealizowałem młodzieńcze marzenie wydawania gazetki humorystycznej. Czytelnicy czuli, że to jest robione autentycznie dla nich. Czuli, że jestem partnerem, a nie zgredem, który chce im wcisnąć mądrości. Może pamiętacie, w niedziele osobiście telefonowałem do czytelników Super Dowcipów, którzy podali swój numer telefonu. Znacie innego wydawcę, który był tak blisko czytelników? I jeszcze kilkaset (może tysiąc?) zdjęć w Super Dowcipach, w rubryce „Twoja gęba w gazecie”. Dziś to by nie przeszło. RODO, oficjalne oświadczenia. Wtedy wystarczyło włożyć do koperty swoje zdjęcie oraz podpisać je imieniem i nazwiskiem, żeby wkrótce zobaczyć je w druku i pochwalić się przed kumplami.
> Historia gazetki Dobry Humor
Wspomnienie z lat dziewięćdziesiątych
Michał Lk: – No to żeście ożywili wspomnienia! W sumie anegdotkę jakąś konkretną będzie ciężko, bo szans nie miało wiele się wydarzyć. Za dzieciaka po prostu, tak zwyczajnie biegłem do kiosku, a kiosków w okolicy było, jak tych grzybów po przysłowiowym deszczu, wracałem i czytałem. Wszystko blisko, pod ręką, więc dziać się nie miało co. Ale miałem taki jeden ulubiony punkt, gdzie zaglądałem najczęściej, a te broszurki – bo jak to inaczej nazwać – z dowcipami, leżały tak gdzieś z boku, słabo widoczne, ale były. No a lubiłem te dowcipy, lubiłem rysunki Sadurskiego i nie tylko. Najpierw kupowałem to, co mnie interesowało – zaczęło się od numeru z humorem „Z Archiwum X”, bo może i dzieciak był ze mnie, ale akurat serial uwielbiałem, no ale nie o tym miało być – a potem brałem wszystko, jak leci, aż do końca.
Do dziś masa tego leży u mnie w regale, acz nie wszystko. Gdzieś kumple podpier… znaczy ukradli mi książeczkę z dowcipami dla dorosłych (do dziś pamiętam choćby dowcip o tym, jak facet, odkąd usłyszał o seksie oralnym, kombinuje coś z pługiem), gdzieś coś zaginęło nie wiadomo gdzie. Ale nadal są i w sumie czasem wracam, choć mamy internet, memy, całe multum wyboru. To jednak miało swój urok, magię… No nie zapomina się, jak rozcinało się te książeczki, żeby dało się je czytać, bo to na jednym arkuszu były (w większości) drukowane. No i zapach druku… Okej, kobieta w kiosku kopciła, jak smok, więc wszystko pachniało tytoniowym dymem, ale wiecie o co mi chodzi. I, choroba, rozpisałem się. Łezka sentymentu w oku się kręci. Wspomnienia wracają – wspomnienia czasów, kiedy w kioskach były komiksy, kiepsko wydane, ale tanie, kiedy stało się przed witryną, by udając, że ogląda się coś innego, zerkać na gazetki wiadomej (XXX) treści, wspomnienia szkoły i smaków dzieciństwa, wspomnienia… Ech, przez Was chyba wyciągnę te dowcipy i powspominam.
Sadurski: – Michał, pozdrawiam! I zawsze życzę dobrego humoru!
Historia Dobrego Humoru – jak wyglądała redakcja?
Paweł Jaroszyński: – Jak naprawdę wyglądała redakcja Superpressu w szczytowym okresie popularności? Ile ludzi w niej pracowało? Może pokaże Pan jakieś archiwalne fotki? Byłoby super. Pozdrawiam!
Sadurski: – Było do zrobienia mnóstwo spraw redakcyjnych, organizacyjnych, wydawniczych. W najlepszym okresie ukazywało się 5 miesięczników. To nie były gazety typu „Gazeta Wyborcza”, ale do zrobienia było 5 pełnych cykli wydawniczych – od spraw reakcyjnych, przez zakup papieru i druk, tak zwane nadziały, po rozliczenia, fakturowanie, sprawy bankowe. Dziś sam się sobie dziwię, że byłem w stanie to wszystko ogarnąć (na jeden cykl miałem mniej niż tydzień!). I jeszcze robiłem promocję, wystawy, jeździłem na spotkania po Polsce.
Oczywiście nie było szans, abym wszystkim mógł się zająć sam. Pomijając rzeszę współpracowników (pewnie z setka miesięcznie), było jeszcze kilka osób. Osoba pomagająca przy segregowaniu dowcipów, dwie firmy (kilka osób) od składu komputerowego, osoba nadzorująca produkcję (zakup papieru, robocze kontakty z drukarniami). I przez jakiś czas także firma z Wrocławia, której ekipa tworzyła, nagrywała i montowała co miesiąc audycję radiową Twój Dobry Humor, a potem rozsyłała płyty CD pocztą do około 20 rozgłośni regionalnych. Jednak wszystkie sprawy redakcyjnie robiłem sam oraz nadzorowałem sprawy wizualne czyli to, co było widać w gazetkach. Każdą okładkę jeśli nie projektowałem w 100%, to zmieniałem i akceptowałem jej ostateczny wygląd.
A jak wyglądała redakcja? Po tym, jak przenieśliśmy się z Lublina, w Warszawie to był jeden pokój. Przez 5 lat na Tarchominie, co nie wystarczyło, więc potem redakcja trafiła na Ochotę. Biurka z dwoma komputerami (przez jakiś czas wielkie, czarne, z IKEI) i sprzętem biurowym, przez jakiś czas także duża maszyna do xero. Do tego wielka szafa z przesuwnymi drzwiami, za którą były m.in. segregatory (w każdym rysunki różnych autorów na jeden temat). Na ścianach duże mapy, kalendarze, tablice magnetyczne do notatek, żeby czegoś nie zapomnieć. I jeszcze magazyn (piwnica, potem garaż). Prawdę mówiąc, było tyle pracy, że tego nie fotografowaliśmy, selfie się wtedy nie rozbiło (nie było smartfonów z aparatami), ale chyba jest w archiwum kilka przypadkowych zdjęć – na papierze.
Na szczęście w zasadzie wszystko na bieżąco trafiało z drukarń (dwóch lub trzech co miesiąc), a stąd do kilku firm dystrybucyjnych (Ruch, Kolporter, itd). W przypadku Dobrego Humoru i 200-tysięcznego nakładu, było 400 paczek, każda po 500 sztuk. A to tylko jeden z tytułów. Kilka-kilkanaście ton papieru co miesiąc do zadrukowania i przeczytania.
Jeden z numerów „Kościotrupa” (pamiętacie go jeszcze?) wiozły z drukarni w Koszalinie do Warszawy dwa TIRy. Jak dostałem fakturę za transport, omal nie spadłem z krzesła. Ale to było 140 tysięcy nakładu i format 4 razy większy niż Dobry Humor, więc ważyło więcej i zajmowało 4 razy więcej miejsca.
Będzie film o Szczepanie Sadurskim
Sadurski: – Obecnie powstaje na mój temat film dokumentalny, który będzie gotowy jeszcze w tym roku. Wiele osób będzie zaskoczonych, co jeszcze robiłem – przed gazetkami z dowcipami i po nich.
W latach 90. czytelników nie interesowało to, co robiłem wcześniej jako rysownik satyryczny, jeden ze współzałożycieli (wraz z Erykiem Lipińskim) stowarzyszenia karykaturzystów. I że w środku stanu wojennego narysowałem Jaruzelskiego, cenzor się nie pokapował, wydrukował to Kurier Lubelski i zrobiła się polityczna afera. A jak zareagował generał Jaruzelski? Dowiecie się w filmie.
Wielu dawnych fanów Dobrego Humoru prawdopodobnie nie wie, że potem zająłem się rysowaniem karykatur (zrobiłem ich grupo ponad 50 tysięcy), a w Nowym Jorku pisano, że jestem jednym z najszybszych karykaturzystów świata. Jestem zapraszany co jakiś czas do programów telewizyjnych, choć niekoniecznie tych topowych. Byłem gościem festiwali w Australii, Francji, Armenii, jako juror oceniałem prace najlepszych karykaturzystów świata w Turcji i Szwecji. Nadal działa wymyślona przeze mnie Partia Dobrego Humoru (poza Polską znana jako Good Humor Party), a jej legitymacje otrzymało sporo bardzo znanych osób w Polsce (np. aktorzy, artyści kabaretowi) oraz satyrycy z wielu krajów.
Każdy z dawnych czytelników Dobrego Humoru w którymś momencie zapomniał o dowcipach, zajął się swoim życiem. Wiele osób nie miało pojęcia, że Dobry Humor nadal się ukazywał, do 2012 roku. Nie wciągnęła mnie żadna czara dziura i nie wstawiono do Muzeum Karykatury, wciąż robię wiele ciekawych rzeczy, ilustruję książki i podręczniki szkolne, tworzę humorystyczne rysunki reklamowe. Nie jestem znanym piosenkarzem, aktorem, gwiazdą telewizji, czy celebrytą, więc tego powszechnie nie widać, ale wciąż działam i czasu na wszystko brakuje. Zainteresowanym wystarczy wyszukiwarka, albo choćby kwadrans na jednej z moich stron – rysunki.pl.
Co dalej z Partią Dobrego Humoru?
Maciej Hyla: – Czy Partia Dobrego Humoru zamierza wreszcie wystawić swoich kandydatów w wyborach do Sejmu? Jeżeli tak to czy mogę zaktualizować swoje członkostwo w Partii? Posiadałem legitymację PDH Junior wydaną około 2001 roku.
Sadurski: – Pewnie nie każdy w to uwierzy, ale w 2001 roku przed wyborami zebraliśmy wystarczającą ilość podpisów popartych danymi osobowymi, aby oficjalnie zarejestrować Partię Dobrego Humoru i pokazałem, że to jest wszystko jest realne. Jednak nie zdecydowałem się wkraczać do świata polityki. Dzięki temu tę anarchistyczną (czyli dotąd nie zarejestrowaną) organizację wsparło honorowo wielu znanych ludzi (np. aktorzy, kabareciarze), fotografując się z jej legitymacjami. Oni wierzą, że Sadurski nie zostanie politykiem i będą musieli się tłumaczyć. Hasło: Śmiesznych partii jest wiele, ale tylko jedna jest wesoła – jest wciąż aktualne. Ta partia to żart – ale słowa „partia” wielu ludzi unika jak ognia i na wszelki wypadek ignoruje. Po partia – to polityka i politycy.
Część czytelników pamięta, że obok legitymacji Partii Dobrego Humoru, ponad 20 lat temu wysyłałem też legitymacje PDH-junior, które otrzymywały pocztą osoby chętne, nie mające wówczas pełnoletności. Maciek, jak widzisz, list do Sejmu nie będzie. Jeśli chcesz – skontaktuj się na priv na Facebooku, dostaniesz „normalną”, dorosłą legitymację. Niestety, znaczna część listy PDH-junior (ponad 600 pierwszych nazwisk) dawno temu padła ofiarą wirusa.
Pytania zadali fani facebookowego profilu Kiosk Sentymentalny
Na koniec
Nie napisałem tu o wielu ciekawostkach i faktach, będą jeszcze ku temu okazje. Pewnie wspomniany film o mnie sprawi, że pojawią się kolejne pytania. Dziennikarzy i blogerów zainteresowanych tematem, zapraszam do kontaktu. Tymczasem – szykuję kolejne projekty i wystawy, a mój kalendarz na kolejny rok już się zapełnia. A może kiedyś znajdę czas i napiszę książkę, na przykład opiszę sytuacje, w których poznałem osoby z pierwszych stron gazet? Zdradzę, że właśnie napisałem pierwszy rozdział.
Historia Dobrego Humoru: (c) DobryHumor.pl
Zobacz też:
> 15 lat Dobrego Humoru
> Symbol Partii Dobrego Humoru w Muzeum Cristiano Ronaldo